суббота, 22 октября 2011 г.

Podróż nieudana i podróż udana

Wycieczka do Gdańska mnie się nie udała. Wszystko zaplanowałam, nauczyłam się niemal na pamięć rozkładu jazdy pociągów tam i z powrotem, wysiadłam prawidłowo (liczyłam stacje). I oto Dęblin. Dworzec w Dęblinie mnie zaskoczył. Pomimo wczesnego czasu (ok. 20), wszystko pozamykane, ciemno, zimno, pusto i trochę straszno. Pijany koleś zapluł niemal całą podłogę niewielkiego dworca słonecznikiem. I tu miałam spędzić 1,5 godziny, czekając na przesiadkę. Ale trudno, spędziłam. Tu okazuje się, że pociąg ma 125 minut opóźnienia i zapowiada się, że będzie więcej. Czarna rozpacz. Tym czarniejsza, że nie dostałam miejsca w wagonie sypialnym. I co tu począć? W tym momencie zaczęła się podróż udana. Bardzo miła dziewczyna, która miała jechać tym samym pociągiem, szybko zorganizowała sobie powrotną drogę do Lublina samochodem kolegi i (może dlatego że miałam taki przerażony i zagubiony wyraz oczu) zaproponowała mi dołączyć się do niej. Na kolegę czekałyśmy w pobliskim barze "Pod semaforem", który w towarzystwie Ani wydawał się dość przytulny, tak że zrobiło mi się całkiem wesoło. A na moje słowa, że następnym razem chyba spróbuję pojechać gdzieś niedaleko, np do Białegostoku, Ania zaproponowała pojechać tam jutro razem i zanocować u jej siostry. Gdy na drugi dzień mama zadzwoniła, żeby się dowiedzieć, czy dobrze dotarłam do Gdańska, usłyszała: "Nie, mamuś, jestem w Białymstoku". "W Białymstoku? A co to za głosy, tam są małe dzieci?" "Tak, trójka dzieci, bo jestem u siostry dziewczyny poznanej wczoraj na dworcu".
Już nie pierwszy raz spotykam się w Polsce z nadzwyczajną otwartością, która mnie dziwi i która mi się bardzo podoba.
Cóż, pociągi zawodzą, natomiast ludzie są niesamowicie przyjaźni i mili.

суббота, 8 октября 2011 г.

Przeprowadzka

Minął już tydzień odkąd przyjechałam do Lublina. W pierwsze dni miałam straszny zamęt w głowie, ciągle się dziwiłam, że tu jestem, za dużo wrażeń, nowych znajomości. Dzisiaj mam coś w rodzaju apatii. Chce się położyć i spać jak najdłużej. Wczoraj śnił mi się mój kot. We śnie na kocie rosła malina i ja jadłam jagody i kotek też je jadł i dlatego one rosły jeszcze obficiej. Strasznie tęsknię za kotem. Z rodziną przynajmniej mogę rozmawiać przez skype, ale kota trzeba dotykać, całować i ściskać, wąchać jak on słodko pachnie świeżą, umytą sierścią.
Lekcje na uczelni są ciekawe. Wykładowcy mi się podobają. Pokój mam ładny i sąsiadki w mieszkaniu są miłe. Zapisałam się na basen do grupy z trenerem, już miałam pierwsze zajęcie i było super. Kilka ostatnich lat marzyłam nauczyć się pływać pięknie i technicznie, nareszcie mam na to czas. Studenckiej legitymacji jeszcze nie mam, więc zapisałam się do miejskiej biblioteki publicznej, fajnie, że można tak oto po prostu się zapisać i brać książki, w Moskwie na pewno trzeba byłoby mieć obywatelstwo. Chociaż czytam teraz znacznie mniej, bo nie jeżdżę metrem. Czytam w windzie, a to zdecydowanie za mało. Kupiłam w empiku kilka audioksiążek. Codziennie chodzę pieszo przynajmniej godzinę, więc się przydadzą. Dziś znalazłam nareszcie wystarczająco duży supermarket. W pierwsze dni miałam z tym problem, bo można iść z pół godziny w jedną stronę i nie spotkać nic większego niż "twój sklepik". W galerii można wpaść w szał kupowania z powodu niskich cen na ubrania. Z wielkim trudem powstrzymałam się, by nie kupić wszystkich.
Wszystko w porządku, wszystko mi się podoba, ale jakże mi smutno...