суббота, 30 ноября 2013 г.
Moja bajka
Chcę się podzielić radością - nasza pierwsza bajka jest gotowa. Osobiście jestem bardzo zadowolona z piosenek, uważam, że się udały.
Życzę miłego oglądania!
вторник, 19 ноября 2013 г.
O powitaniu
Powitanie w Hiszpanii bardzo się różni od powitania w Rosji.
Kiedyś zdziwiło mnie powitanie w Niemczech. Przyjechałam wtedy rowerem na miejsce zbiórki, żeby wziąć udział we wspólnym treningu, a wszyscy mężczyźni powitali mnie ściskaniem ręki. Pamiętam, jak pomyślałam sobie: "no dobra, uprawiam kolarstwo, rodzaj sportu raczej męski, ale to przecież nie znaczy, że trzeba mnie traktować jak faceta". Szczerze mówiąc poczułam się nieco dotknięta, chociaż (na szczęście) nie dałam tego po sobie poznać.
No teraz to już jestem przygotowana na wszelkie różnice kulturowe, a więc się nie oburzam, co nie przeszkadza mi się dziwić.
Oto w Hiszpanii przy każdym spotkaniu wszyscy się nawzajem uściskają i całują. Podczas pobytu w Madrycie wzięłam udział w górskiej wycieczce. W sumie było nas około 15 uczestników obojga płci i oto z każdym trzeba było się uścisnąć i ucałować. Jako doświadczenie było to strasznie zabawne i kiedy po wycieczce cały rytuał się powtórzył, chciało mi się śmiać. Ale takie zachowanie na co dzień było by dla mnie raczej męczące. Mamy o wiele większy dystans pomiędzy ludźmi nieznajomymi, w zasadzie o wiele rzadziej się dotykamy i takie powitanie było by naruszeniem przestrzeni osobistej. Ciekawa jestem, czy ktoś miał podobne doświadczenie i jak to się czuło?
Kiedyś zdziwiło mnie powitanie w Niemczech. Przyjechałam wtedy rowerem na miejsce zbiórki, żeby wziąć udział we wspólnym treningu, a wszyscy mężczyźni powitali mnie ściskaniem ręki. Pamiętam, jak pomyślałam sobie: "no dobra, uprawiam kolarstwo, rodzaj sportu raczej męski, ale to przecież nie znaczy, że trzeba mnie traktować jak faceta". Szczerze mówiąc poczułam się nieco dotknięta, chociaż (na szczęście) nie dałam tego po sobie poznać.
No teraz to już jestem przygotowana na wszelkie różnice kulturowe, a więc się nie oburzam, co nie przeszkadza mi się dziwić.
Oto w Hiszpanii przy każdym spotkaniu wszyscy się nawzajem uściskają i całują. Podczas pobytu w Madrycie wzięłam udział w górskiej wycieczce. W sumie było nas około 15 uczestników obojga płci i oto z każdym trzeba było się uścisnąć i ucałować. Jako doświadczenie było to strasznie zabawne i kiedy po wycieczce cały rytuał się powtórzył, chciało mi się śmiać. Ale takie zachowanie na co dzień było by dla mnie raczej męczące. Mamy o wiele większy dystans pomiędzy ludźmi nieznajomymi, w zasadzie o wiele rzadziej się dotykamy i takie powitanie było by naruszeniem przestrzeni osobistej. Ciekawa jestem, czy ktoś miał podobne doświadczenie i jak to się czuło?
суббота, 16 ноября 2013 г.
O pisaniu na blogu
Strasznie długo nie pisałam, ale to nie znaczy, że nic nie robiłam. Po prostu znudziło mnie pisanie na blogu. Mniej więcej ciągle o tym samym, no i po co. Przez jakiś czas myślałam, że czytam, żeby nauczyć się języków, ale już wiem, że całkiem odwrotnie: uczę się języków, żeby czytać. No i czytam sobie. Tak i z pisaniem. Pisać po to by się nauczyć języka to bzdura. Pisać można tylko jeśli chce ci się pisać.
Co do hiszpańskiego, o którym pisałam poprzednio, to idzie mi całkiem nieźle. We wrześniu, kiedy to spędziłam dwa tygodnie w Madrycie, udało mi się dostać do grupy mniej więcej zaawansowanej, a więc zajęcia były dość ciekawe.
Ponieważ Hiszpanie dają półroczną wizę, zdecydowałam się na drugi wyjazd, tym razem do Barcelony w lutym. Jako już mam wizę, warto jest przecież ją wykorzystać ile się da.
Tak naprawdę nie chcę już pisać o nauce języków, bo ten temat dla mnie jest już całkowicie wyczerpany: wiem, jak należy się uczyć, co pasuje do mnie, no i uczę się, nie ma o czym tu jeszcze gadać.
Pamiętam jeszcze, jak obiecałam zająć się napisaniem podręcznika języka rosyjskiego dla Polaków. No cóż, nie mam ani motywacji, ani cierpliwości nauczyciela. Lubię się uczyć, ale wcale nie lubię nauczać. Jest mi trochę wstyd, ale taka jest prawda :)
Na zakończenie dodam ciekawostkę. W Madrycie nieoczekiwanie przydał mi się język polski. Kiedy miałam problem związany z mieszkaniem, musiałam opowiedzieć o tym w szkole i to we wszystkich szczegółach i dość emocjonalnie. Po hiszpańsku na razie tak nie potrafię, ale na szczęście w szkole pracowało kilku Polaków, z którymi świetnie się dogadaliśmy. Nigdy nie wiadomo, co ci się przyda i w jaki sposób )) Miło było spotkać w Madrycie ludzi, z którymi można pogadać bez wysiłku. Zrobiło mi to wielką przyjemność.
Co do hiszpańskiego, o którym pisałam poprzednio, to idzie mi całkiem nieźle. We wrześniu, kiedy to spędziłam dwa tygodnie w Madrycie, udało mi się dostać do grupy mniej więcej zaawansowanej, a więc zajęcia były dość ciekawe.
Ponieważ Hiszpanie dają półroczną wizę, zdecydowałam się na drugi wyjazd, tym razem do Barcelony w lutym. Jako już mam wizę, warto jest przecież ją wykorzystać ile się da.
Tak naprawdę nie chcę już pisać o nauce języków, bo ten temat dla mnie jest już całkowicie wyczerpany: wiem, jak należy się uczyć, co pasuje do mnie, no i uczę się, nie ma o czym tu jeszcze gadać.
Pamiętam jeszcze, jak obiecałam zająć się napisaniem podręcznika języka rosyjskiego dla Polaków. No cóż, nie mam ani motywacji, ani cierpliwości nauczyciela. Lubię się uczyć, ale wcale nie lubię nauczać. Jest mi trochę wstyd, ale taka jest prawda :)
Na zakończenie dodam ciekawostkę. W Madrycie nieoczekiwanie przydał mi się język polski. Kiedy miałam problem związany z mieszkaniem, musiałam opowiedzieć o tym w szkole i to we wszystkich szczegółach i dość emocjonalnie. Po hiszpańsku na razie tak nie potrafię, ale na szczęście w szkole pracowało kilku Polaków, z którymi świetnie się dogadaliśmy. Nigdy nie wiadomo, co ci się przyda i w jaki sposób )) Miło było spotkać w Madrycie ludzi, z którymi można pogadać bez wysiłku. Zrobiło mi to wielką przyjemność.
Подписаться на:
Сообщения (Atom)