понедельник, 11 февраля 2013 г.

O zwierzętach

Dzisiaj nie o językach. 
Tak się stało, że zajęłam się pomocą schroniskom i zwierzętom bezpańskim. Zaczęło się to od momentu, kiedy natknęłam się w sieci na historię psa, strasznie skrzywdzonego przez ludzi, dla którego wolontariusze zbierali pieniądze. W taki sposób poznałam bliżej pewne schronisko, które, jak się okazało, znajduje się całkiem niedaleko od domu moich rodziców. Zostałam współopiekunką trzech psów i jednego kota. Życie w schronisku jest dość niemiłe, dlatego te psy, które tego życia nie potrafią znieść, są na tak zwanym "pobytu czasowym" u osób prywatnych, a taki pobyt jest drogi. A więc ciągle trzeba zbierać pieniądze na ten pobyt, na PR w prasie, na szpital. Poznałam mnóstwo ludzi, którzy się tym zajmują, ale i tak jest ich za mało. Dlatego staram się zachęcić do pomocy przyjaciół. No i nieźle mi idzie. Kilka osób już mam. W niedzielę zawiozłam do schroniska koleżankę, która po powrocie powiedziała dokładnie to, co sama myślę: "Jak mało możemy dla nich zrobić, to tylko kropla w morzu". Sytuacja w schroniskach jest zła. Państwo się tym wcale nie zajmuje. Znaleźć właścicieli dla bezrasowych dorosłych zwierząt jest trudno. Wolontariusze szukają wszędzie, nawet w Niemczech. Tak, okazało się, że znaczna część zwierząt wyjeżdża od nas do Niemiec i Holandii, gdzie ludzie chętnie adoptują dorosłych kundelków, a nawet inwalidów i wysyłają potem zdjęcia szczęśliwych byłych włóczęgów i dachowców. Ale strasznie dużo zwierząt zostaje w ciasnych zimnych klatkach, gdzie mimo wielkiej miłości wolontariuszy jest im strasznie źle. Schronisko, któremu pomagam, ma 850 psów. Jedyne co pociesza to myśl, że gorzej już nie będzie, bo gorzej chyba już być nie może.